9 kwietnia. Wychodzę biegać po raz drugi w tym sezonie. Trochę późno, ale całkowicie zgodnie z moją ciepłolubnością.
Mijają minuty.
Przebiegam pierwszy kilometr - całkiem przyjemnie. Przebiegam drugi kilometr - hmmm… czuję się wyjątkowo dobrze, coś jest nie tak. Przebiegam trzeci kilometr na którym planowałem zakończyć trening - wciąż mam ochotę na więcej. Czwarty przychodzi ciężko, ale kończy się na piątym.
Cały poprzedni sezon próbowałem się zbliżyć do pięciu kilometrów, ale udało mi się to tylko raz - późną jesienią. Przez pozostały okres zastanawiałem się dlaczego pomimo kolejnych treningów kondycji wystarczy mi tylko na trzy, może trzy i pół kilometra.
W kolejnym sezonie wynik do którego dążyłem cały rok przychodzi o wiele łatwiej - już w drugiej próbie. Bez wysiłku ponad granicę wytrzymałości.
Zaczynam się więc zastanawiać jak często obarczamy się poczuciem winy wynikającym z “niedostatecznie szybkiego postępu” tylko dlatego, że perspektywa którą obieramy jest zbyt krótka. Jak często zamiast porównywania kolejnych lat swojego rozwoju patrzymy na tygodnie które zlewają się w jedną całość?
Awans w pracy nie przychodzi tak szybko jak na początku? Jasne, ale przecież dwa początkowe lata kariery to dla każdego tzw. etap “grow or go”. Musisz się wykazać, bo w przeciwnym wypadku będzie można cię pożegnać. A skoro zostajesz, to pewnie się sprawdziłeś. Skoro tak, to awansujesz szybciej niż po kilku latach pracy, kiedy twoja pozycja jest już ustabilizowana.
Nauka nowego języka nie przychodzi tak szybko jak na początku? Oczywiście, ale to naturalne, że pierwsze zapamiętane słowa sprawiają ci więcej satysfakcji niż trudna gramatyka. Wiedza wchodzi ci łatwo, wiesz czym różni się “le pain” od “le panetière”, ale w rzeczywistości nie dotknąłeś jeszcze bardziej skomplikowanych konstrukcji. Większość z nas zapamięta kilka zwrotów nawet bez potrzeby ich rozumienia.
Zacząłeś chodzić na siłownię ale po pewnym czasie rozwój mięśni stanął w miejscu? Zapytaj każdego doświadczonego kulturysty jak wyglądała jego ścieżka rozwoju. Założę się, że wszyscy przechodzili przez etap na którym teraz jesteś. Początkowe “nabieranie masy” wiązało się z pobudzaniem partii ciała dla których mógł to być pierwszy raz pod realnym obciążeniem, więc postępy przychodziły szybko.
Każda z tych historii ma jednak jedną wspólną cechę. Miejsce z którego zaczynałeś od miejsca w którym jesteś teraz dzieli przepaść. Różnica, której nie da się wytłumaczyć przypadkiem albo zrządzeniem losu. Różnica, która została wypracowana sumą “marginal gains” - małych kroków które złożyły się na coś nie do zignorowania.
Podobnie jak z moim bieganiem. Wystarczyło tylko zmienić skalę porównania.