Rozpoczynasz nowe przedsięwzięcie w losowej branży, powiedzmy - medycznej. Nie masz zbyt wielu argumentów stojących za potencjalnym sukcesem twojego projektu ale widzisz jak wielu przed tobą udało się wybić. Myślisz sobie - tych projektów jest tak wiele, że i na mój musi być miejsce. Próbujesz, projekt nie odnosi sukcesu, a ty zastanawiasz się co mogło pójść nie tak. Przecież wokół widać mnóstwo firm w tej samej branży którym się udało.
Albo z innej beczki - powiedzmy, YouTube’owej. Pewnie wielu z nas zainspirowanych twórcami których śledzimy zastanawiało się nad stworzeniem własnego kanału. Każdy z twojej listy kanałów subskrybowanych notuje codziennie tysiące wyświetleń, więc ty też jesteś skazany na sukces - w końcu YouTube przeżywa prawdziwy boom. Kupujesz kamerę, nagrywasz kilka filmów, a widzów nie przybywa. Dodatkowo u ciebie z każdym dniem wzrasta frustracja i zmęczenie. O co chodzi?!
Gratulacje, w obu przypadkach dopadł cię błąd przeżywalności (z angielskiego survivorship bias).
Na czym on polega? Ano na tym, że czasami wyciągamy wnioski na podstawie tej porcji danych która “przeżyła” do dzisiaj i jest możliwa do analizy. Nie mamy natomiast pojęcia ile możliwych danych wskazujących coś przeciwnego nigdy nie będzie możliwe do zbadania.
W przykładzie z YouTubem wygląda to następująco. Twoja lista subskrybentów zawiera 100 kanałów. Stu unikalnych twórców z milionami wyświetleń na koncie to dość duża liczba która może u ciebie wywołać poczucie bycia skazanym na sukces. Nie masz niestety pojęcia o dziesiątkach tysięcy pasjonatów którym się nie udało, a którzy mogliby sprawić, że do twojego projektu podejdziesz zupełnie inaczej. Sugerujesz się tymi którym udało się “przejść przez sito”, natomiast o tych którzy przestali nagrywać, nigdy się nie dowiesz. Zamknęli kanały, sprzedali lustrzanki i zajęli się czymś innym. Nie pisali o frustracji i zmęczeniu. Nie kręcili filmów o braku czasu. Nie mówili publicznie o braku motywacji. Ich doświadczenie pozwoliłoby ci spojrzeć szerzej na swój kolejny projekt, jednak te dane są już stracone.
Wikipedia podaje jeden bardzo ciekawy przykład bycia podatnym na ten błąd logiczny. W trakcie drugiej wojny światowej amerykański analityk Abraham Wald zwrócił uwagę, że wzmacniając opancerzenie samolotów, które wróciły po misji, w miejscach po ostrzelaniu przez wroga, armia nie skupia się na istocie problemu. Istotą problemu były bowiem wszystkie krytyczne powierzchnie ostrzelane na samolotach które nie wróciły do bazy. To ostrzelanie tych miejsc powodowało największe straty (straty w liczbie maszyn) i to na ich wzmocnieniu należało się skupić. Błąd przeżywalności, dosłownie.
Dlaczego o tym piszę? Po pierwsze dlatego, że jest to dość popularny błąd w myśleniu popełniany przez wypowiadających się na temat branż w których łatwo odnieść sukces albo na temat projektów które są skazane na powodzenie (i które powinieneś rzekomo powielać bo to autostrada do sukcesu). Od teraz będziesz miał kontrargument do dyskusji. Po drugie, bycie świadomym istnienia czegoś takiego jak błąd przeżywalności pozwala się skupić na znacznie ważniejszych argumentach za powodzeniem własnego projektu - aplikacji, usługi czy czegokolwiek innego - niż tylko tych opierających się na porównaniu do innych, którym się udało. Ci, którym nie wyszło, mieliby do powiedzenia znacznie, znacznie więcej.